Lampa Kross Red Blind
Starcie z USB przybrało nowy wymiar, gdy na sklep trafiła lampa Kross`a red Blind. Małe "toto" takie nijakie. Naładujmy i sprawdźmy jak świeci!
Wygląd.
Nie rozważałem do tej pory kweztii oświetlenia w kategoriach - ładne/brzydkie, miało ono być funkcjonalne i tyle. Niemniej jednak ten produkt wyjątkowo przypada mi do gustu wizualnie. Lampka jest dobrze wykonanna, i - jakby to określił polonista "spójna". Nie ma za dużo dodatków, ani za mało. Klasa;)
Mocowanie.
Zanim przejde do oświetleniowych właściwości, pochylę się nieco nad samym mocowaniem owego akcesorium. Lampa w pudełku posiada dwa mocowania. Pierwsze, zdecydowanie najsłabsze, to klasyczne plastikowe mocowanie na gumę do sztycy siodła. Ten patent sprawdza się do czasu, aż nie zgubimy lampy. Byłem więc początkowo bardzo niepocieszony, jednak w pudełeczku, odnalazłem kolejne mocowanie i to ono wprawiło mnie w osłupienie.
Mocowanie do prętów siodełka to genialny i dość prosty w wykonaniu - jak się okazuje - pomysł. Wielu z nas cierpi na brak miejsca pod siodłem na sztycy. Tu producent wykorzystał patent znany z sakw podsiodłowych i umiejscowił lampę na za siodełkiem.
Moc w noc!
Nie mam wątpliwości, że to obecnie najmocniejsza diodowa tylna lampa USB, jaką widziałem. Panel malutkich diodek o dużej mocy tworzy niemal ciągły pasek i pozwala nam uraczyć użytkowników szos, jadących za nami kanonada blasków i cieni!
Mamy do wykorzystania jeden tryb stały oraz aż pięć różnych trybów pulsacyjnych. Dla każdego coś w rytmie DISCO!
Ładowanie.
Lampkę ładuje się od zera do pełnego naładowania około dwóch godzin za pomocą popularnego kabla MICRO USB.
Zalety
- mocne światło
- 6 trybów świecenia
- krótki czas ładowania
Wady
- dość krótki czas świecenia tylko/aż 5,5h deklarowane przez producenta.
środa, 30 listopada 2016
Lampa na bagażnik AxA R16
Lampa na bagażnik AxA R16
Nie mam za wielkiego doświadczenia z oświetleniem bagażnikowym. W sumie wynika to z tego, że zawsze na wyprawie rowerowej z sakwami, cały dzień w zupełności starczał na dojechanie do przysłowiowego "celu". Tym dokładniej i krytyczniej przyjrzałem się lampce AXA mocowanej na bagażnik, która trafiła w moje ręce.
Mocowanie
Lampa przyczepiana jest do bagażnika za pomocą dwóch śrub i nakrętek. Tu przyda nam się klucz nr 8, bo takiej wielkości nakrętki zastosował producent. Domyślnie mamy ustawiony rozstaw śrub 80mm, ale po zdjęciu klosza można zmniejszyć go do odległości 50 mm. To ukłon dla węższych bagażników z mniejszym rozstawem otworów montażowych.
Zasilanie
Światełko jest zasilane dwoma bateriami AAA (małe paluszki) i posiada - uwaga - JEDEN tryb świecenia. Tylko tryb ciągły. Lampa ma również tylko JEDNĄ diodkę, po środku a całą resztę obudowy, zajmuje wielki odblask. Poczułem się zawiedziony takim marnotrawieniem miejsca, bo pod kloszem spokojnie weszłyby co najmniej 3 diody i to nie tylko centralnie, ale i po bokach.
Blask...:)
Samo światło generowane jest dość intensywne, jednak nie wynika to z mocy diody, co raczej z mikro klosika, który rozprasza strumień. Producent na opakowaniu dedykuje czas świecenia na 80h, co przy ciągłym świeceniu daje super wynik. Pytanie jednak, jak ma się to do naszej widoczności?
Ku mojemu zaskoczeniu lampa jest dość widoczna z daleka w zaciemnionych obszarach, i faktycznie "rzuca" promień dość intensywny, nie mam jednak przekonania, jak światło ciągłe odwróci uwagę kierowcy od np innego jaśniejszego punktu - świateł latarni - czy auta z naprzeciwka.
Wykonanie
Tu znów AXA pokazuje, że w tej cenie nie ma nic do zaoferowania. Lampa jest uszczelniona... hmm najmniej mizernie. Nie ma gumek łączących klosze,. Jedyną ochroną od wody ma być... jej brak
Całość lampy - uzupełnia cena. Bo jest to koszt bagatela 30 zł. Płacimy za oświetlenie w sumie tak banalnej konstrukcji, że nie jeden domorosły elektronik, zrobiłby podobne. Ot baterie i diodka pod klosikiem. Trzeba jednak przyznać, że w tej cenie nie można spodziewać się wielu bajerów i AXA - plasuje się z tym modelem w rzędzie z innymi konkurencyjnymi firmami.
Zalety
- niska cena 25-30zł
- mocowanie 80 mm i 50 mm
- zasilanie AAA małe paluszki
- deklarowane 80h świecenia na bateriach.
Wady
- jedna dioda
- brak trybu mrugania
- słabe uszczelnienie klosza i baterii
Nie mam za wielkiego doświadczenia z oświetleniem bagażnikowym. W sumie wynika to z tego, że zawsze na wyprawie rowerowej z sakwami, cały dzień w zupełności starczał na dojechanie do przysłowiowego "celu". Tym dokładniej i krytyczniej przyjrzałem się lampce AXA mocowanej na bagażnik, która trafiła w moje ręce.
Lampa przyczepiana jest do bagażnika za pomocą dwóch śrub i nakrętek. Tu przyda nam się klucz nr 8, bo takiej wielkości nakrętki zastosował producent. Domyślnie mamy ustawiony rozstaw śrub 80mm, ale po zdjęciu klosza można zmniejszyć go do odległości 50 mm. To ukłon dla węższych bagażników z mniejszym rozstawem otworów montażowych.
Zasilanie
Światełko jest zasilane dwoma bateriami AAA (małe paluszki) i posiada - uwaga - JEDEN tryb świecenia. Tylko tryb ciągły. Lampa ma również tylko JEDNĄ diodkę, po środku a całą resztę obudowy, zajmuje wielki odblask. Poczułem się zawiedziony takim marnotrawieniem miejsca, bo pod kloszem spokojnie weszłyby co najmniej 3 diody i to nie tylko centralnie, ale i po bokach.
Blask...:)
Samo światło generowane jest dość intensywne, jednak nie wynika to z mocy diody, co raczej z mikro klosika, który rozprasza strumień. Producent na opakowaniu dedykuje czas świecenia na 80h, co przy ciągłym świeceniu daje super wynik. Pytanie jednak, jak ma się to do naszej widoczności?
Ku mojemu zaskoczeniu lampa jest dość widoczna z daleka w zaciemnionych obszarach, i faktycznie "rzuca" promień dość intensywny, nie mam jednak przekonania, jak światło ciągłe odwróci uwagę kierowcy od np innego jaśniejszego punktu - świateł latarni - czy auta z naprzeciwka.
Wykonanie
Tu znów AXA pokazuje, że w tej cenie nie ma nic do zaoferowania. Lampa jest uszczelniona... hmm najmniej mizernie. Nie ma gumek łączących klosze,. Jedyną ochroną od wody ma być... jej brak
Całość lampy - uzupełnia cena. Bo jest to koszt bagatela 30 zł. Płacimy za oświetlenie w sumie tak banalnej konstrukcji, że nie jeden domorosły elektronik, zrobiłby podobne. Ot baterie i diodka pod klosikiem. Trzeba jednak przyznać, że w tej cenie nie można spodziewać się wielu bajerów i AXA - plasuje się z tym modelem w rzędzie z innymi konkurencyjnymi firmami.
Zalety
- niska cena 25-30zł
- mocowanie 80 mm i 50 mm
- zasilanie AAA małe paluszki
- deklarowane 80h świecenia na bateriach.
Wady
- jedna dioda
- brak trybu mrugania
- słabe uszczelnienie klosza i baterii
wtorek, 29 listopada 2016
Lampa Kross Red Eye
Lampa Kross Red Eye
Oświetlenie na rynku rowerowym to często puste nazwy producentów, za które musimy i płacimy niemałe pieniądze. To czy lampa jest od Meridy, Kellysa, Authora czy Krossa ma znaczenie, tylko w przypadku "całokształtu". Gdy na przykład użytkownik chce mieć rower tylko na komponentach danej firmy.
Wiele modeli jest identycznych w tych firmach i różni się tylko logiem. Ta lampa jednak nie ma identycznego odpowiednika u konkurencji. Lampa do złudzenia przypomina konkurenta od Mactronic`a pod nazwą Wally, jednak od konkurenta jest sporo tańsza. Cena detaliczna to koszt zaledwie 40zł!
Wygląd.
Pierwsze wrażenie jest pozytywne. Lampa zbudowana jest z solidnie wyglądającego plastikowego klosza i czarnej obudowy "pleców". Włącznik jest umieszczony centralnie pomiędzy diodami, co wydaje się być genialnym rozwiązaniem. Nigdy nie ma się problemu z jego lokalizacją. Nawet jadąc rowerem gdy sięgnięcie pod siodełko bez trudu znajdziecie guzik i uruchomicie światło.
Co masz w środku...?
Lampę tworzą dwie silne 0.5 watowe diody Led z mocnym lustrem dodatkowo wzmacniającym światło. Red Eye posiada dwa tryby mrugania i świecenie ciągłe. A zasilana jest dwiema bateryjkami AAA - potocznie małymi paluszkami. To wystarczająca moc, aby pobudzić do życia tego małego czerwonego smoka.
Mocowanie.
Tu jest hit - wreszcie lampa ma coś co ułatwi wam życie. Mocowanie znane poniekąd od Cat-eya. Obejmę z cybantem zaciskająca się w miarę skręcania plastikowej śruby. Pozwala to na zamocowanie lampy od bardzo szerokich rur, po bardzo wąskie tylne widełki np roweru szosowego. Koniec z brakującym miejscem na sztycy siodełka, od teraz lampkę możecie mocować dowolnie.
Red Eye posiada, znaną z innych lamp "szluwkę" ułatwiającą mocowanie np na pasku, czy karabińczyku sakwy.
Żeby nie słodzić tylko - dodam lekką nutkę goryczki. Plastikowa śruba zaciskająca pasek, jest z dość miękkiego plastiku i szybko ulega wyrobieniu, co sprawia, że kilkukrotne mocowanie i demontowanie zaczepu może skończyć się całkowitym zdezintegrowaniem elementu.
Zalety
- cena około 40zł
- mocne dwie diody 0,5 wata
- zasilanie AAA
- mocowanie zaciskowe
Wady
- niska jakość mocowania.
Oświetlenie na rynku rowerowym to często puste nazwy producentów, za które musimy i płacimy niemałe pieniądze. To czy lampa jest od Meridy, Kellysa, Authora czy Krossa ma znaczenie, tylko w przypadku "całokształtu". Gdy na przykład użytkownik chce mieć rower tylko na komponentach danej firmy.
Wiele modeli jest identycznych w tych firmach i różni się tylko logiem. Ta lampa jednak nie ma identycznego odpowiednika u konkurencji. Lampa do złudzenia przypomina konkurenta od Mactronic`a pod nazwą Wally, jednak od konkurenta jest sporo tańsza. Cena detaliczna to koszt zaledwie 40zł!
Wygląd.
Pierwsze wrażenie jest pozytywne. Lampa zbudowana jest z solidnie wyglądającego plastikowego klosza i czarnej obudowy "pleców". Włącznik jest umieszczony centralnie pomiędzy diodami, co wydaje się być genialnym rozwiązaniem. Nigdy nie ma się problemu z jego lokalizacją. Nawet jadąc rowerem gdy sięgnięcie pod siodełko bez trudu znajdziecie guzik i uruchomicie światło.
Co masz w środku...?
Lampę tworzą dwie silne 0.5 watowe diody Led z mocnym lustrem dodatkowo wzmacniającym światło. Red Eye posiada dwa tryby mrugania i świecenie ciągłe. A zasilana jest dwiema bateryjkami AAA - potocznie małymi paluszkami. To wystarczająca moc, aby pobudzić do życia tego małego czerwonego smoka.
Mocowanie.
Tu jest hit - wreszcie lampa ma coś co ułatwi wam życie. Mocowanie znane poniekąd od Cat-eya. Obejmę z cybantem zaciskająca się w miarę skręcania plastikowej śruby. Pozwala to na zamocowanie lampy od bardzo szerokich rur, po bardzo wąskie tylne widełki np roweru szosowego. Koniec z brakującym miejscem na sztycy siodełka, od teraz lampkę możecie mocować dowolnie.
Red Eye posiada, znaną z innych lamp "szluwkę" ułatwiającą mocowanie np na pasku, czy karabińczyku sakwy.
Żeby nie słodzić tylko - dodam lekką nutkę goryczki. Plastikowa śruba zaciskająca pasek, jest z dość miękkiego plastiku i szybko ulega wyrobieniu, co sprawia, że kilkukrotne mocowanie i demontowanie zaczepu może skończyć się całkowitym zdezintegrowaniem elementu.
Zalety
- cena około 40zł
- mocne dwie diody 0,5 wata
- zasilanie AAA
- mocowanie zaciskowe
Wady
- niska jakość mocowania.
poniedziałek, 28 listopada 2016
Opona Vittoria Zaffiro Pro 700x32c
Opona Vittoria Zaffiro Pro 700x32c
Zakup podyktowany był poszukiwaniem opony uniwersalnej na asfalt i pod sakwy. Zdecydowałem się na rozmiar 32c, bo był to kompromis pomiędzy szybkością a wytrzymałością. Wszelkie grubsze kapcie - odpadały, bo nie miałem ochoty co chwila zmieniać gumy to na szosę, to na sakwy. Postawiłem więc na uniwersalność i wpadły mi w ręce Zaffiro w rozmiarze 32 c w wersji zwijanej.
Pierwszym zaskoczeniem była zmiana bieżnika. Dawna kostka tego ogumienia była dwukierunkowa, tu zaś w rękach miałem bieżnik do złudzenia przypominający ten znany mi wcześniej od RUBINO. Była to raczej zaleta niż wada, bo rubino zwijana była sporo droższa.
Zaffiro Pro w mojej wersji oferują 60 tpi z nylonu. Nie urywa to tyłka, ale jak na oponę w tej cenie i w wersji zwijanej i tak nie mam co narzekać.
Po ponad roku użytkowania z sakwami i po kilku ultra maratonach, nie mam zastrzeżeń opona toczy się przyjemnie a mimo dośc niskiego TPI nie udało mi się za wiele kolców złapać.
Jako minus można dodać tylko to, że w związku z niskim tp[i, nie zaleca się tam pompować dużego ciśnienia. I musiałem pozostawać przy 5,5 ATM. Dawało to jednak uczucie sporego komfortu w porównaniu z gumami 23c.
Zalety
- tania
- zwijana
Wady
- niskie tpi
- małe ciśnienie maxymalne
Zakup podyktowany był poszukiwaniem opony uniwersalnej na asfalt i pod sakwy. Zdecydowałem się na rozmiar 32c, bo był to kompromis pomiędzy szybkością a wytrzymałością. Wszelkie grubsze kapcie - odpadały, bo nie miałem ochoty co chwila zmieniać gumy to na szosę, to na sakwy. Postawiłem więc na uniwersalność i wpadły mi w ręce Zaffiro w rozmiarze 32 c w wersji zwijanej.
Zaffiro w dawnej wersji bieżnika |
Nowa ulepszona wersja Zaffiro Pro |
Pierwszym zaskoczeniem była zmiana bieżnika. Dawna kostka tego ogumienia była dwukierunkowa, tu zaś w rękach miałem bieżnik do złudzenia przypominający ten znany mi wcześniej od RUBINO. Była to raczej zaleta niż wada, bo rubino zwijana była sporo droższa.
Zaffiro Pro w mojej wersji oferują 60 tpi z nylonu. Nie urywa to tyłka, ale jak na oponę w tej cenie i w wersji zwijanej i tak nie mam co narzekać.
Po ponad roku użytkowania z sakwami i po kilku ultra maratonach, nie mam zastrzeżeń opona toczy się przyjemnie a mimo dośc niskiego TPI nie udało mi się za wiele kolców złapać.
Jako minus można dodać tylko to, że w związku z niskim tp[i, nie zaleca się tam pompować dużego ciśnienia. I musiałem pozostawać przy 5,5 ATM. Dawało to jednak uczucie sporego komfortu w porównaniu z gumami 23c.
Zalety
- tania
- zwijana
Wady
- niskie tpi
- małe ciśnienie maxymalne
Opona Geax Mezcal
Geax Mezcal
O tym, że mój rower trekingowy/szosowy i wyprawowy, potrafi być również 29-erem, dowiedziałem się przypadkiem, jednak ta informacja rozszerzyła moje postrzeganie o kolejny dział w półświatku rowerowym - mianowicie o ogumienie do dwudziestek dziewiątek.
Dziś na warsztat - skromny bo skromny - wezmę oponkę od geax`a - imię jej MEZCAL.
Dużo by pisać o moich osiągnięciach w MTB, w sumie kilka maratonów i głównie turystyka, niemniej jednak, jazda na gumach 29 to całkiem inna bajka, a moje dotychczasowe doświadczenia składały się głównie z podróży na oponach 26. Tym bardziej od jazdy 29 w terenie wymagam by było "WOW" - a nie zawsze tak jest.
Bieżnik.
Zacznę od tego, że obie opony jakie mam w rowerze, to gumy zwijane. Jedna to Mezcal 29x2.1 TNT a druga w klasycznym ujęciu "kewlarowa" też w rozmiarze 2.1. Piszę to abyście mieli podkład tego co wam o nich opowiem. O samej technologi TNT od geaxa wiem niewiele, ale kilka ich oponek zalewałm mlekiem i poza spostrzeżeniem, że zawsze słabym ogniwem jest wentyl lub taśma, nie mam nic do powiedzenia w tym temacie.
Wróćmy więc do meritum, czyli do bieżnika. Mezcal jest typową oponą ultra speed track, która w wolnym tłumaczeniu nadaje się na super szybkie przejazdy w terenie szutrowym, asfaltowym i nazwijmy to bitumicznym. Bieżnik łagodny i gęsty sprawia, że guma toczy się pięknie i nabiera szybkości, niczym wyścigówka. Zaletą tego ogumienia jest jej boczne trzymanie, bo pomimo łagodnego bieżnika na środku "boczki" ma zadziorne, i przy odpowiednim dobraniu ciśnienia, można spokojnie pofolgować sobie w zakrętach. Na bez-dętkach i przy bardzo niskim ciśnieniu, opona w łukach wybaczy wiele.
Niestety, tu jej zalety się kończą. Poza szybkością opona tragicznie sprawuje się w lesie, na mokrych korzeniach i błocie. W sumie równie dobrze możecie jechać na szerokim slicku, co na Mezcalu. Opona nie daje sobie rady z luźnym żwirem, poległa w błocie, a wjazd na podmokłą trawę to proszenie się o poślizg. Rozwiązaniem, mającym na celu poprawę przyczepności tyłu, było założenie opony "trakcyjnie", czyli tył na przód. Tu sprawa ma się nieco lepiej, bo po odwróceniu opony, zbiera ona zdecydowanie więcej, choć nadal "gubi" przyczepność w wyżej wymienionych chwilach.
Podusmowując - Mezcal jest idelany do jazdy góralem "wszędzie" - jeśli nie wiesz napewno, czy będzie to asfalt czy szuterki - zakładaj mezcala. Jeśli jednak masz w planie przeprawę po podmokłych bagnach i po deszczowych górach zdecydowanie postaw na inny bieżnik.
Zalety:
- szybka
- dobrze trzyma bokach przy małym ciśnieniu
Wady
- poległa na błocie i luźnych kamieniach. Opona zdecydowanie szutrowo-asfaltowa
O tym, że mój rower trekingowy/szosowy i wyprawowy, potrafi być również 29-erem, dowiedziałem się przypadkiem, jednak ta informacja rozszerzyła moje postrzeganie o kolejny dział w półświatku rowerowym - mianowicie o ogumienie do dwudziestek dziewiątek.
Dziś na warsztat - skromny bo skromny - wezmę oponkę od geax`a - imię jej MEZCAL.
Dużo by pisać o moich osiągnięciach w MTB, w sumie kilka maratonów i głównie turystyka, niemniej jednak, jazda na gumach 29 to całkiem inna bajka, a moje dotychczasowe doświadczenia składały się głównie z podróży na oponach 26. Tym bardziej od jazdy 29 w terenie wymagam by było "WOW" - a nie zawsze tak jest.
Bieżnik.
Zacznę od tego, że obie opony jakie mam w rowerze, to gumy zwijane. Jedna to Mezcal 29x2.1 TNT a druga w klasycznym ujęciu "kewlarowa" też w rozmiarze 2.1. Piszę to abyście mieli podkład tego co wam o nich opowiem. O samej technologi TNT od geaxa wiem niewiele, ale kilka ich oponek zalewałm mlekiem i poza spostrzeżeniem, że zawsze słabym ogniwem jest wentyl lub taśma, nie mam nic do powiedzenia w tym temacie.
Wróćmy więc do meritum, czyli do bieżnika. Mezcal jest typową oponą ultra speed track, która w wolnym tłumaczeniu nadaje się na super szybkie przejazdy w terenie szutrowym, asfaltowym i nazwijmy to bitumicznym. Bieżnik łagodny i gęsty sprawia, że guma toczy się pięknie i nabiera szybkości, niczym wyścigówka. Zaletą tego ogumienia jest jej boczne trzymanie, bo pomimo łagodnego bieżnika na środku "boczki" ma zadziorne, i przy odpowiednim dobraniu ciśnienia, można spokojnie pofolgować sobie w zakrętach. Na bez-dętkach i przy bardzo niskim ciśnieniu, opona w łukach wybaczy wiele.
Niestety, tu jej zalety się kończą. Poza szybkością opona tragicznie sprawuje się w lesie, na mokrych korzeniach i błocie. W sumie równie dobrze możecie jechać na szerokim slicku, co na Mezcalu. Opona nie daje sobie rady z luźnym żwirem, poległa w błocie, a wjazd na podmokłą trawę to proszenie się o poślizg. Rozwiązaniem, mającym na celu poprawę przyczepności tyłu, było założenie opony "trakcyjnie", czyli tył na przód. Tu sprawa ma się nieco lepiej, bo po odwróceniu opony, zbiera ona zdecydowanie więcej, choć nadal "gubi" przyczepność w wyżej wymienionych chwilach.
Podusmowując - Mezcal jest idelany do jazdy góralem "wszędzie" - jeśli nie wiesz napewno, czy będzie to asfalt czy szuterki - zakładaj mezcala. Jeśli jednak masz w planie przeprawę po podmokłych bagnach i po deszczowych górach zdecydowanie postaw na inny bieżnik.
Zalety:
- szybka
- dobrze trzyma bokach przy małym ciśnieniu
Wady
- poległa na błocie i luźnych kamieniach. Opona zdecydowanie szutrowo-asfaltowa
Lampa Kross Glint - USB
Lampa Kross Glint - USB
Do oświetlenia USB, miałem i mam dość spore uprzedzenie. W sumie wynika ono stąd, że gdy się owa lampa rozładuje to w zasadzie ciężko cokolwiek począć. Po spotkaniu z tym produktem, zmieniłem jednak swoje zdanie o 180 stopni. Technologia USB stoi obecnie na bardzo wysokim poziomie i pozwala na budowy urządzeń o jakich do tej pory nawet nie marzyłem.
W moje ręce trafiła lampa od krossa Kross Glint. Stało się to w sumie przez przypadek, bo zapomniałem swojej sprawdzonej mrugaczki i pożyczyłem z pracy tę właśnie lampę. Przezornie przez kilka godzin ładowałem ja od komputera kablem micro usb i wieczorem ruszyłem na zdobywanie świata lasu. Oto jakie mam spotrzeżenia:
Wygląd, zewnętrzny...
Zacznijmy jednak od zewnątrz. Lampa prezentuje się solidnie. Lampa zaskakuje tym, że jej wierzchnia częśc zbudowana jest z aluminium. Daje to poczucie sporej solidności i zapobiega większym urazom.
Klosz jest szeroki a lustro umieszczone pod spodem czerpie swój design od producentów samochodowych reflektorów. Sama dioda nie jest bowiem umieszczona centralnie, a świeci od góry. Blask odbija się od dwu-łomnego lustra, co daje niesamowity efekt podwójnego światła. Strumień, załamuje się i oświetla dwa, przechodzące w siebie pola - jedno bliżej, drugie zaś dalej od przedniego koła roweru.
Lampa posiada jeden tryb świecenia, bo przewidziana jest jako oświetlenie główne. Bardzo duża moc światła nie sprawdziłaby się mrugając. Tu jednak producent ma w zanadrzu coś specjalnego!
Bajery
Glint posiada wbudowany czujnik, który dopasowuje jasność świecenia do panujących warunków - i to faktycznie działą! Sprawdziłem. Mały "dynks" umieszczony tuz obok klosza wyczuwa natężenie światła i zmniejsza, lub zwiększa moc lampy w zależności od potrzeb. Technologia Cutt of line zapobiega oślepianiu kierowców jadących z naprzeciwka. Jest to bardzo fajne rozwiązanie ponieważ powoduje, że lampa ciemnieje gdy wyjedziemy z lasu w oświetlony teren, lub jaśnieje gdy otaczające warunki oświetleniowe zmuszają nas do 100% świecenia.
Światełko od krossa posiada także diodę pokazującą stan naładowania baterii. Jeśli jest na pomarańczowo, lampa wymaga już doładowania, gdy świeci na zielono - można jechać spokojnie. Fajnym bajerem jest też opcja oszczędności. Gdy lampa potrzebuje "tankowania" automatycznie świeci w trybie o zmniejszonej mocy, wydłużając nasze nocne harce.
Mocowanie.
Mocowanie lampy jest identyczne z serią flash o któej juz pisałem w innej recenzji. Tu znów mamy opcję montażu na bardzo grubych kierownicach MTB, co sprawia, że światełko jest jeszcze bardziej kuszącym kąskiem dla miłośników nocnej jazdy w lesie.
Zalety
- dwułomne lustro i dwa pola oświetleniowe
- mocna dioda
- oszczędnościowy czujnik oślepienia smart beam
- mocowanie do grubych kiertownic
Wady
- USB - jeśli w obecnych czasach dla kogoś to wada;)
Do oświetlenia USB, miałem i mam dość spore uprzedzenie. W sumie wynika ono stąd, że gdy się owa lampa rozładuje to w zasadzie ciężko cokolwiek począć. Po spotkaniu z tym produktem, zmieniłem jednak swoje zdanie o 180 stopni. Technologia USB stoi obecnie na bardzo wysokim poziomie i pozwala na budowy urządzeń o jakich do tej pory nawet nie marzyłem.
W moje ręce trafiła lampa od krossa Kross Glint. Stało się to w sumie przez przypadek, bo zapomniałem swojej sprawdzonej mrugaczki i pożyczyłem z pracy tę właśnie lampę. Przezornie przez kilka godzin ładowałem ja od komputera kablem micro usb i wieczorem ruszyłem na zdobywanie świata lasu. Oto jakie mam spotrzeżenia:
Wygląd, zewnętrzny...
Zacznijmy jednak od zewnątrz. Lampa prezentuje się solidnie. Lampa zaskakuje tym, że jej wierzchnia częśc zbudowana jest z aluminium. Daje to poczucie sporej solidności i zapobiega większym urazom.
Klosz jest szeroki a lustro umieszczone pod spodem czerpie swój design od producentów samochodowych reflektorów. Sama dioda nie jest bowiem umieszczona centralnie, a świeci od góry. Blask odbija się od dwu-łomnego lustra, co daje niesamowity efekt podwójnego światła. Strumień, załamuje się i oświetla dwa, przechodzące w siebie pola - jedno bliżej, drugie zaś dalej od przedniego koła roweru.
Lampa posiada jeden tryb świecenia, bo przewidziana jest jako oświetlenie główne. Bardzo duża moc światła nie sprawdziłaby się mrugając. Tu jednak producent ma w zanadrzu coś specjalnego!
Bajery
Glint posiada wbudowany czujnik, który dopasowuje jasność świecenia do panujących warunków - i to faktycznie działą! Sprawdziłem. Mały "dynks" umieszczony tuz obok klosza wyczuwa natężenie światła i zmniejsza, lub zwiększa moc lampy w zależności od potrzeb. Technologia Cutt of line zapobiega oślepianiu kierowców jadących z naprzeciwka. Jest to bardzo fajne rozwiązanie ponieważ powoduje, że lampa ciemnieje gdy wyjedziemy z lasu w oświetlony teren, lub jaśnieje gdy otaczające warunki oświetleniowe zmuszają nas do 100% świecenia.
Światełko od krossa posiada także diodę pokazującą stan naładowania baterii. Jeśli jest na pomarańczowo, lampa wymaga już doładowania, gdy świeci na zielono - można jechać spokojnie. Fajnym bajerem jest też opcja oszczędności. Gdy lampa potrzebuje "tankowania" automatycznie świeci w trybie o zmniejszonej mocy, wydłużając nasze nocne harce.
Mocowanie.
Mocowanie lampy jest identyczne z serią flash o któej juz pisałem w innej recenzji. Tu znów mamy opcję montażu na bardzo grubych kierownicach MTB, co sprawia, że światełko jest jeszcze bardziej kuszącym kąskiem dla miłośników nocnej jazdy w lesie.
Zalety
- dwułomne lustro i dwa pola oświetleniowe
- mocna dioda
- oszczędnościowy czujnik oślepienia smart beam
- mocowanie do grubych kiertownic
Wady
- USB - jeśli w obecnych czasach dla kogoś to wada;)
czwartek, 10 listopada 2016
Lampa rowerowa Kross Flash
Moja przygoda z ultramaratonami, to nie tylko wyścigi przez pół kraju, to także okres
przygotowawczy w miesiącach, gdzie światło słoneczne kończy sie zanim się spostrzeżemy. Z lampą kross`a do czynienia miałem po raz pierwszy, gdy zaczęliśmy handlować w sklepie tą marką. Moje zaskoczenie było dość sporę. Zastanawiałem się jak tak małą lampa może dawać tyle światła.
przygotowawczy w miesiącach, gdzie światło słoneczne kończy sie zanim się spostrzeżemy. Z lampą kross`a do czynienia miałem po raz pierwszy, gdy zaczęliśmy handlować w sklepie tą marką. Moje zaskoczenie było dość sporę. Zastanawiałem się jak tak małą lampa może dawać tyle światła.
Zacznijmy jednak od tego co mówi na jej temat sam producent, a potem rozbierzemy to na czynniki pierwsze:
- Wykonana z trwałego tworzywa.
- Wyposażona w mocną diodę LED i dwie boczne diody ostrzegawcze.
- Zasilanie: 3 baterie AAA.
- Trzy tryby pracy: stały, stały oszczędny i pulsacyjny.
- Łatwy sposób montażu na kierownicy bez użycia narzędzi.
- Wodoodporna.
A więc do dzieła!
Prosta konstrukcja zarówno mocowania jak i samej obudowy sprawia, że lampa jest dość zgrabna jak na swój rozmiar. Największym minusem jaki spostrzegłem, jest mocowanie, które czasem się "zacina" i wyjęcie lampy z zaczepu wymaga wprawy i... siły. Samo mocowanie ma jednak jedną z większych zalet, otóż można zamocować oświetlenie na kierownicy 31.8 tuz przy mostku. Możliwe jest to dzięki kilku warstwom gumy. Po wymontowaniu najgrubszego kawałka, obejma lampy ma średnicę idealnie pasującą do kierownicy mtb tuż przy zaczepie przy mostku. Jest to spore udogodnienie, dla użytkowników, którzy mając sportowe kierownice i tak cierpią na chroniczny brak miejsca na nich.
Zasilanie na 3 paluszki to zaleta. Łatwo dostępne wszędzie pozwalają na zakup ich w każdym kiosku i stacji benzynowej. Plus na cześć lampy!
Kolejnym mega plusem jest panel boczny. Poprawia on widoczność naszą gdy jedziemy z bocznej ulicy. Nie jest to silne oświetlenie, ale pomaga kierowcom czy użytkownikom dostrzec rowerzystę gdy zbliża się z boku do skrzyżowania. Fajnie pomyślane, bo nie oślepia użytkownika.
Lampa posiada trzy tryby pracy. Najsilniejszy pozwala swobodnie poruszać się po nieoświetlonym lesie bez obaw o kraksę czy wypadek. Tryb 70% to już ekonomia. Oświetla drogę, jednak w słabo oświetlonych pozamiejskich terenach wydaje się być to mało. Ostatnim trybem jest tryb mrugający. Używa on niestety światłą 100% co ma swoje zalety i wady. Zaletą jest to, że lampa mrugając naprawdę daje po oczach, a rowerzysta daje o sobie znać na drodze. minusem jest jednak szybkie zjadanie baterii w tym trybie. gdyby lampa w trybie mrugania miała 70% świecenia byłby wilk syty i owca cała. Dla osób lubiących dawać po oczach kierowcom - super sprawa!
Aby nie było tak różowo czas przejść do minusów. Lampa zjada baterie niczym wilk swoje ofiary. Dobrym rozwiązaniem jest jazda na trybie 70% bo można zaoszczędzić sporo energii. Jako lampa do codziennego wracania po mieście i używania w ruchu ulicznym miasta - wydaje się być słabym pomysłem. Doskonale nada sie jako dodatek do innej mniej prądożernej mrugaczki. Oraz do zadań specjalnych w lesie i obszarach bez lamp.
Aby nie było tak różowo czas przejść do minusów. Lampa zjada baterie niczym wilk swoje ofiary. Dobrym rozwiązaniem jest jazda na trybie 70% bo można zaoszczędzić sporo energii. Jako lampa do codziennego wracania po mieście i używania w ruchu ulicznym miasta - wydaje się być słabym pomysłem. Doskonale nada sie jako dodatek do innej mniej prądożernej mrugaczki. Oraz do zadań specjalnych w lesie i obszarach bez lamp.
Zalety:
- cena 70zł za lampe
- panel boczny poprawiający widoczność
- mocowanie na grube kierownice
- 3 tryby pracy
Wady:
- mocowanie lubi się zacinać, utrudniając demontaż lampy
- szybko pochłania paluszki:) wciąga je nosem!
- szybko pochłania paluszki:) wciąga je nosem!
Opony Przełajowe Maxiss Raze
Odkąd kilka lat temu poznałem jakie płyną dobrodziejstwa z jazdy na kołach 28 cali, lub jak kto woli 700 c, zacząłem używać opon przełajowych. Były to dodatkowe gumy do roweru szosowego, bo miały w założeniu służyć tylko w przypadku zimy i jazdy w terenie. Sporo jednak przejechały ze mną na asfalcie i parę przygód miały.
Zacznijmy jednak od początku:
Z czym to się je:
Opona przełajowa Maxxis Raze posiada bardzo blisko położone między sobą klocki w centralnej części opony. Zapewniają one doskonałe toczenie po twardym podłożu. Luźniej ułożone sąsiednie kwadraciki zapewniają stabilność toru jazdy w kamienistym i mokrym terenie. - tyle o samej oponie piszę producent i regułka z sieci. O ile w przełaju nigdy nie startowałem, a opony były używane raczej rekreacyjnie, to ich zaletą jest UNIWERSALNOŚĆ!.
Drogą szutrem polem, lasem
Są świetnym dopełnieniem szutrów jak i asfaltów. Nie są grube, nie toczą się opornie, a nawet bez powietrza potrafią wytrzymać wiele. Po załapaniu gumy na obręczy z założoną opona jechałem asfaltem 5 km, mogę wam powiedzieć, że żadna nitka w oplocie nie puściła mimo,że jechałem po nierównościach, kostce czy szutrówce.
Opona po zmierzeniu suwmiarką ma 33mm szerokości ( mam model 700x32c w drucie) czyli jest dość wąska. Nie używałem szerszego modelu 35 c, bo jak pisałem, chciałem aby została zachowana dynamika jazdy. Wytrzymałość i twardość bieżnika bardzo mnie zaskoczyła. W odróżnieniu od opon typowych mtb przełajowe mają najczęściej klocki dość niskie i liczyłem, że szybko się zużyją, jednak moje wątpliwości okazały się niepotrzebne. Opona spokojnie wytrzymała 3 sezony jesienne, a jak pisałem wcześniej, sporo również jeździła ze mną po asfalcie, żeby nie powiedzieć że 3/4 przejechanego na niej dystansu tak przebyła.
Zalety:
- cena drut około 60-70zł
- ciekawy bieżnik małe opory toczenia na ubitym terenie/asfalcie.
Wady
- niska przyczepność w ciężkim terenie
Zacznijmy jednak od początku:
Z czym to się je:
Opona przełajowa Maxxis Raze posiada bardzo blisko położone między sobą klocki w centralnej części opony. Zapewniają one doskonałe toczenie po twardym podłożu. Luźniej ułożone sąsiednie kwadraciki zapewniają stabilność toru jazdy w kamienistym i mokrym terenie. - tyle o samej oponie piszę producent i regułka z sieci. O ile w przełaju nigdy nie startowałem, a opony były używane raczej rekreacyjnie, to ich zaletą jest UNIWERSALNOŚĆ!.
Drogą szutrem polem, lasem
Są świetnym dopełnieniem szutrów jak i asfaltów. Nie są grube, nie toczą się opornie, a nawet bez powietrza potrafią wytrzymać wiele. Po załapaniu gumy na obręczy z założoną opona jechałem asfaltem 5 km, mogę wam powiedzieć, że żadna nitka w oplocie nie puściła mimo,że jechałem po nierównościach, kostce czy szutrówce.
Opona po zmierzeniu suwmiarką ma 33mm szerokości ( mam model 700x32c w drucie) czyli jest dość wąska. Nie używałem szerszego modelu 35 c, bo jak pisałem, chciałem aby została zachowana dynamika jazdy. Wytrzymałość i twardość bieżnika bardzo mnie zaskoczyła. W odróżnieniu od opon typowych mtb przełajowe mają najczęściej klocki dość niskie i liczyłem, że szybko się zużyją, jednak moje wątpliwości okazały się niepotrzebne. Opona spokojnie wytrzymała 3 sezony jesienne, a jak pisałem wcześniej, sporo również jeździła ze mną po asfalcie, żeby nie powiedzieć że 3/4 przejechanego na niej dystansu tak przebyła.
Zalety:
- cena drut około 60-70zł
- ciekawy bieżnik małe opory toczenia na ubitym terenie/asfalcie.
Wady
- niska przyczepność w ciężkim terenie
Subskrybuj:
Posty (Atom)